"Zaczynały wspólną drogę, gdy jedna po drugiej przychodziły na świat w domu Heleny i Bronisława Paluchów z Bukowiny Tatrzańskiej. Mówili o nich na wsi „siostry jak malowane”, bo wszystkie ładne, energiczne i zdolne – do dziś: Janina, Hania, Bogusia, Gosia i Maria. Niemal całe ich życie, to nie tylko więzy krwi, siostrzana przyjaźń, ale też wspólne śpiewanie. I to jakie! Na pięć mocnych góralskich głosów. Z serca, z duszy, tak by dawać innym coś z siebie. Gronicki, to dużo więcej niż zespół. To siostrzana historia o pasji, radości wspólnego tworzenia, miłości do tradycji, ale też świadectwo tego, że rodzina jest dużo ważniejsza niż nawet najciekawiej rozwijająca się kariera.
Córki górala z Gronia
"Górale beskidzcy mówią gronicki na niższe góry. Ale nie od tego wzięła się nazwa zespołu. Po prostu tata Janiny, Hanki, Bogusi, Gosi i Marii, Bronisław Paluch, pochodzi z podhalańskiego Gronia. Więc jego córki to „gronicki”.
(...) Rodzina niemal z dziada pradziada była mocno muzykująca. Dziewczyny góralskie nuty wyssały więc z mlekiem matki. – Rodzice obydwoje tańczą i śpiewają. Mama tańczyła nawet w regionalnym zespole. Nasz dziadek grał na skrzypcach, a babcia śpiewała, miała przepiękny mocny głos – mówi Hanka. – Tak więc miałyśmy po kim odziedziczyć muzyczne talenty. Ale też i przykład jest ważny, by po prostu lubić muzykę, tworzyć ją i robić to z pasją. Siostry Paluch już w przedszkolu należały do ludowego zespołu dziecięcego Orlęta. Potem chodziły na zajęcia do bukowiańskiego Domu Ludowego i ćwiczyły w zespole Mali Wierchowianie. – Ważne, a dziś to wiemy jeszcze bardziej niż wówczas, że rodzice nas lekko popychali do tych zespołów. Dzięki temu zdobyłyśmy wiedzę, jak się śpiewa po góralsku, jak ważne są strój, tradycja – mówi Gosia. – Niektóre dzieci wstydziły się tego, a my od dziecka byłyśmy dumne. Ta nasza muzyka, zwyczaje to spadek po przodkach. Coś bardzo ważnego."
Dziewczyny śpiewały świetnie, z wielkim wyczuciem, na głosy. – Nie wiedziałyśmy, że aż tak umiemy, brzmiałyśmy razem wyjątkowo spójnie – śmieją się dziś. – Wyłapali to nasi instruktorzy, widząc, że nasze brzmienia idealnie się dopasowywały. Może dlatego, że jesteśmy siostrami. Wielogłos w wykonaniu panien Paluchówien zyskiwał sobie wielu fanów. Więc siostry jeździły na konkursy wokalne, śpiewały, tańczyły. Wygrywały. – Ludzie zaczynali nas kojarzyć, rozpoznawać. Ale w zasadzie nie mówiło się o nas, że wygrały Paluchówny, ale że „gronicki”. I tak już zostało.
Zespół Gronicki formalnie powstał w 1995 roku. Dziewczęta śpiewały góralskie tradycyjne melodie, pieśni religijne, w czasie Bożego Narodzenia kolędy i pastorałki. Repertuaru przybywało. Pojawiały się też nowe kompozycje, na nieco nawet mocniejszą, bardziej zadziorną nutę. Szczególnie Janina potrafi zaśpiewać ostrzej, lekko rockowym brzmieniem. Najstarsza gronicka również pewną dyscyplinę i porządek trzyma w zespole do dziś. Ktoś musi. Przy pięciu energicznych kobietach trzeba wprowadzić ład... (...)
Dziewczęta koncertowały, jeździły po całym świecie – latały nawet do USA czy Kanady. Najmniej grały na... Podhalu. W Polsce występowały również z zespołami rockowymi. – To była przygoda życia – dodają zgodnie. – Jest co wspominać, do czego wracać. To było nasze wielkie pięć minut. I wykorzystałyśmy ten dar najlepiej, jak potrafiłyśmy." (Agata Puściłowska, gosc.pl)